„Valoran krainą
złocistą, jednak dotknięta historią krwistą,
Gdy widmo
zagłady nad nią ciąży i cały kontynent niebawem pogrąży
Na
Kumungu czym prędzej wybywajcie i tym samym naród wybawiajcie,
Bluźnierczy Graal Atheny tam ratunkiem, dla tych którzy
wykażą się wysiłkiem.
Bacz uważać wszelako bohaterze! W
duszy zła, nikt prędko nie dostrzeże.
A żądza zgubą
Waszą będzie, kiedy niebezpieczeństwo Was dosięgnie„
Salę w demaciańskim pałacu wypełniała teraz cisza spowodowana przemową proroka z Góry Targon. Książe Jarvan IV spoglądał na niego sceptycznie, chłodno kalkulując w myślach jak następca tronu powinien reagować na takie przepowiednie. Leona, która przyprowadziła przerażonego proroka wprost ze Świątyni Solari, instynktownie wyczuła zmieszanie księcia.
- Może powinniśmy poczekać z tym na twego ojca, Jarvanie. - suponowała kapłanka. Odgarnęła kasztanowe pasmo włosów ze zbroi, nie bardzo wiedząc co ma zrobić z własnymi rękoma. Bez swego miecza i tarczy, czuła się obnażona. W myślach przeklinała prawa
panujące w Demacii, które zabraniały wnoszenia broni na teren zamku. Oczywiście zakaz ten, nie dotyczył rodziny królewskiej.
Przeklęci demaciańscy hipokryci. Pomyślała gniewnie, jednak na twarzy ciągle zachowywała neutralny wyraz. Nie
dała po sobie nawet poznać, że drażni ją nieodzowna obecność w sali Shyvany – półsmoczycy-półczłowieka.
Wojowniczka stała przy wejściu na baczność w postaci człowieka, milcząc. Wystarczyłby jeden podejrzany ruch, a strażniczka byłaby gotowa w sekundę przeobrazić się w smoka i zaatakować w razie niebezpieczeństwa. Jej twarz nie zdradzała żadnych emocji, jednak
Leona zdawała sobie sprawę z tego co wisi w powietrzu.
Dużo plotek słyszano w całym Valoranie na temat romansu Jarvana z członkinią Elitarnej Demaciańskiej
Gwardii. Leona uważała, że to niegodne i bardzo infantylne ze strony samego syna króla Jarvana III, zważywszy na plany co do zaaranżowania małżeństwa księcia
z Quinn - także elitarną członkinią straży. Kapłanka nie rozwodziła się nad kwestią cudzołóstwa i aspektem konfliktu rasowego. Niedobrze jej się robiło na samą myśl.
- To mogłoby potrwać do kilku tygodni. Jest na dyplomatycznej wizytacji
we Freljordzie. - objaśnił Jarvan IV. - Leono, Promyku Jutrzenki, jesteś jednak pewna, że powinniśmy się obawiać? - chciał
zabrzmieć najbardziej uprzejmie jak tylko potrafi.
- Królewiczu miłościwy! - odezwał się nieproszony prorok. Całe jego ciało drgało z niewyjaśnionych przyczyn, jakby jego umysł zajęła jakaś choroba. - Ja prawdę powiadam! Słyszałem to wszystko… złe głosy wtargnęły do mej duszy, oj złe! Ale
wierzyć mnie nauczono, że to przekazy z samego Słońca. Prosty ale silny ze mnie człowiek, z Rakkoru pochodzący. Do świątyni mnie przygarnięto i nauczono sztuki proroctwa. Dla Solari służę i żyję.
- Ufam mu. - powiedziała stanowczo Leona, gdy mężczyzna zakończył swój monolog. - Mam nadzieję, że nie usiłujesz kpić z naszej wiary. Nie będę tolerować heretyków, nawet jeśli z Twoim ojcem łączą mnie przyjacielskie relacje. Gardzę innowiercami tak samo jak cudzołożnikami. - rzuciła kąśliwą uwagą, nie mogąc się powstrzymać. Czekała na jakąś reakcję albo ze strony Shyvany lub Jarvana. Choćby drobny
cień rumieńca wstydu. Nic się jednak nie stało. Znowu zapadła niezręczna cisza.
- Z całym szacunkiem odnoszę się do kultu Solari, droga Leono. Nasz
sojusz, jest nam bardzo cenny i nie zamierzam go niszczyć przez
poglądy religijne. - sprostował książę. - Shyvano. Czym prędzej
udaj się do Kayle i przyprowadź ją do nas. Przy okazji wyprowadź
naszego gościa na dziedziniec i zajmij go czymś. Chcę podyskutować
z szanowną Leoną sam na sam.
Półsmoczyca ukłoniła się,
nie racząc go ani jednym
słowem i opuściła salę
razem z górskim prorokiem. Gdy
tylko drzwi się zamknęły, atmosfera wydała się być bardziej
swobodna, jednak rozmówcy nadal zachowywali się poważnie.
-
Czy myślimy o tym samym? - zaczął Jarvan. - Kolejna Wojna Run?
Czyż nie po to powstała
organizacja Ligi Legend?
- Może to za mało. - spekulowała
Leona. - Okropne burze magiczne, trzęsienia ziemi, niewyjaśnione
zjawiska nadal nękają cały kontynent. Wszyscy mówią o tym, że
Runeterra się rozpadnie w trakcie kolejnej wojny.
- To tylko
gdybania. - mężczyzna nadal pozostawał nieprzychylny.
-
Chcesz ryzykować? - Leona zmierzyła Jarvana nieprzyjemnym wzrokiem,
dając mu tym do zrozumienia, że nie ustąpi.
- Czego więc
ode mnie oczekujesz? Że wybędę na tropikalne tereny Kumungu i dam
się zabić w poszukiwaniu jakiegoś artefaktu? A może mam ryzykować
jeszcze życia moich ludzi? - książę zareagował nieco bardziej
agresywnie, niż zamierzał. Jednak kapłanki nie ruszyło to ani
trochę.
- Tu chodzi o losy całej Runeterry. Ofiary padną,
niezależnie od tego jak się one potoczą. - kobieta nadal mówiła
spokojnym, rzeczowym tonem. - Powiedz mi. Lepiej żeby zginęło
kilkaset demaciańskich żołnierzy czy żeby cały Valoran upadł, a
tym samym Demacia? Jak na
kraj, który słynie ze swej cnotliwości, jesteście aż nadto
egoistyczni.
- To nie egoizm lecz rozwaga. Zanim podejmiemy
jakieś kroki, należy się dowiedzieć z czym ma się do czynienia.
- odparł bez wahania Jarvan.
W
tym samym czasie, rozległo się pukanie do drzwi i chrapliwy głos
Shyvany.
- Panie… ? - strażniczka uchyliła drzwi, nie
będąc pewna czy może wejść. - Kayle tu jest. - oznajmiła.
-
Wprowadzić! - rozkazał książę.
Donośny i dumny chód,
skrzypienie ociężałej zbroi, lśniące długie
blond włosy i cichy trzepot skrzydeł, od których tak ciężko było
odwrócić wzrok. Anielica ukłoniła się z należytym szacunkiem i
powstała.
- Ku chwale Demacii, Kayle Sprawiedliwy Sędzia
przybywa na Twe wezwanie, wasza wysokość. - przedstawiła się, po
czym dostrzegła obecność Leony. - Witaj Promyku Jutrzenki, niech
chroni Cię światłość. - wykonała
kolejny skłon, na co kapłanka odpowiedziała jej skinieniem głowy.
- Niezmiernie cieszy mnie Twój brak zwłoki, Nieśmiertelna.
- odezwał się Jarvan IV. - Proszę, dołącz do nas. - mężczyzna
wskazał wolne miejsce przy stole, tuż obok Leony.
- Jak
tylko rozkażesz, wasza wysokość. - Kayle wykonała polecenie.
-
Chciałbym żebyś nam coś opowiedziała. - książę podparł brodę
o swoje złożone dłonie. - Co wiesz o Bluźnierczym Graalu Atheny?
- Został stworzony przez moją siostrę Morganę, wasza
wysokość. To powszechnie znany fakt. - Kayle zdziwiło to nagłe
zainteresowanie tym przedmiotem, jednak domyślała się, że nie
powinna zadawać niewygodnych pytań. - Artefakt, rzekomo ma
zapewniać posiadaczowi niezmierną ilość mocy i
ochronę.
-
Tego jestem całkowicie świadomy. Znane mi są valorańskie legendy.
Jednak wiadomym mi jest też, że sama byłaś świadkiem powstania
tego Graala. - mężczyzna uśmiechnął się pobłażliwie w stronę
anielicy.
Kayle zacisnęła pięści, czując dyskomfort. Nie
była zbyt entuzjastycznie nastawiona do opowiadania historii, która
była dla niej tak bolesna. Wiedziała, że nie ma wyboru. Musiała
się zmusić do przełknięcia własnej dumy.
- Pochodzę z
odległego świata. Starszego, niż wasza wysokość mogłaby sobie
wyobrazić. - zaczęła swoją opowieść. - Mieszkają tam sami
Nieśmiertelni, jednak nie zawsze potrafiliśmy się dogadać.
Konflikty doprowadziły do wojny. Większość z nas chciało
zjednoczyć świat, sprawić by był bezpieczny, gdzie rządziłaby
sprawiedliwość. Wytępić wszelakie zło. Niestety,
niektórzy odebrali to jako tyranię. Buntowali się. Tak jak
Morgana. Zdobyła zakazaną moc, poznając tajniki czarnej magii.
Byłyśmy siostrami, nie potępiałam jej na
początku, bo uważałam, że
się trochę zagubiła.
Chciałam ją wyrwać ze szponów zła i
prosiłam ją, by do mnie
dołączyła. Odmówiła. Została Upadłą. Nie miałam większego
wyboru. Wyrzekłam się
własnej siostry. Nie
sądziłam, że tym właśnie doprowadzę ją do takiego stanu.
Rozgniewała się okrutnie, nigdy jej takiej nie widziałam. Jej oczy
zajęły się krwawymi łzami, kiedy z jej ust wydobywały się
bluźniercze obietnice. Ostatecznie z tych łez uformował się
kielich Atheny, powstały przez ból i cierpienie Morgany. - Kayle
zamilkła. Patrzyła na Jarvana IV, gotowa na dalsze pytania.
-
Wiesz może, gdzie teraz się znajduje? - zapytał zgodnie z
oczekiwaniami książę.
- Nie, wasza wysokość. -
Nieśmiertelna pokręciła przecząco głową. - Wiem, że Morgana
uciekła razem z nim do Runeterry, zawiązać pakt z Ligą Legend.
Osiadła się w królestwie Noxus. Wszyscy już o tym wiedzą.
-
Słyszałam dużo plotek na temat tego, że zakazany artefakt
znajduje się w południowej części Valoranu. - odezwała się
Leona, po raz pierwszy odkąd Kayle zaszczyciła ich swoją
obecnością. - Zatem przepowiednia może być prawdziwa. Dżungla
Kumungu.
Książe Jarvan mruknął długo się zastanawiając
nad tym jaki powinien wykonać teraz ruch. Nie miał stuprocentowej
pewności co do prawdziwości słów proroka, jednak nie mógł
zignorować aż takiego zagrożenia.
- Jeszcze dzisiaj wyśle
gońca do Freljordu, z prośbą
o wsparcie. - zdecydował.
- Lud Solari pomoże wam się przedostać przez Wielką
Barierę. Przemycimy was dyskretnie przez Przełęcz Morgon, by
uniknąć zwiadowców z
Noxusu. - zaproponowała pomoc Leona. - Kłopoty mogą być z
przebrnięciem przez Shurimę. Będziecie musieli radzić sobie sami.
- Służę swym mieczem. - wyraziła chęć udziału w całym
przedsięwzięciu Kayle.
- Jak liczne wojsko wyprawisz? -
zapytała z czystej ciekawości kapłanka świątyni Solari.
-
Nie poślę swojej Elitarnej Gwardii. Powołamy nową organizację.
Ligę Atheny, składającą
się z moich najlepszych pięciu
ludzi razem
ze wsparciem wojska. - przedstawił swój plan Jarvan.
- Ku
chwale Demacii! - zawołała podekscytowana Kayle, w myślach mając
nadzieję na okazję do spotkania się z Morganą i możliwością
zgładzenia jej.
- Ku chwale Słońca. - powiedziała
spokojnie Leona, uśmiechając się z aprobatą.
Ach <3 Nawet nie wiesz (a może wiesz? xD)jak bardzo nie mogłam się doczekać az wstawisz tu tę notkę, a ja zobaczę bloga w całej swojej okazałości.
OdpowiedzUsuńW sumie z racji, że czytałam to już wcześniej znasz wszystkie moje odczucia, ale wciąż bardzo mi się podobało - jestem z Ciebie dumna za to, że zajęłas się fabułą, za ułożenie tej całej przepowiedni i takie fajne wprowadzenie. Mam nadzieję, że nie schrzanię swojej części. xD
Trzymaj za mnie kciuki, ogórku w czerwonej sukience xD
A więc tak na wstępie powiem, że bardzo mi się podoba to co napisałaś, fajny pomysł i fajnie opisany tylko mam kilka swoich "ale", co prawda jest to nieistotne bo to tylko moje zdanie a ja nie jestem za bardzo oczytaną osobą ale Nagi kazała mi napisać więc pisze ! Końcówkę miałam problem przeczytać i kminiłąm co tam jest napisane a dokładniej chodzi mi o : "zawołała podekscytowana Kayle, w myślach mając nadzieję na okazję do spotkania się z Morganą i możliwością zgładzenia jej." Kurcze coś mi nie pasuje w tym na okazję miałam problem i zastanawiałam się czemu na ale po chwili myślenia doszłam do wniosku, że jest to logiczne xD a i to mi nie pasuje jeszcze "Jak tylko rozkażesz, wasza wysokość. - Kayle wykonała polecenie." takie surowe to o wykonaniu zadania a jednocześnie logiczne po tym co powiedziała xD Ale jak mówiłam to tylko moje zdanie i możesz to olać, bo tak to wykonianie jest super i bardzo mi się podoba !
OdpowiedzUsuń